Czy czterdzieści osiem godzin wystarczy, by zobaczyć Alzację? Nie, na pewno nie i jeszcze raz nie. Ale na pewno wystarczy, by choć posmakować tej pięknej krainy na pograniczu francusko-niemieckim. W tym krótki wpisie opowiemy Wam o Obernai, Strasbourgu, Haut-Koeningsbourg i Colmar. I o tym dlaczego warto tam pojechać na dłużej.
Do Francji polecieliśmy przez … Niemcy. Ryanair oferuje niedrogie loty z Warszawy do Karlsruhe z dość dogodnymi godzinami połączeń. W piątek przed 9-tą byliśmy już na lotnisku, a wracaliśmy w niedzielę wcześnie rano. Do Francji pojechaliśmy wynajętym samochodem. Tym razem najtańszą ofertę miał Hertz. Za prawie dwa dni (piątek 9 rano, sobota 21 wieczorem) zapłaciliśmy niewiele ponad 300 złotych, plus 45 euro za pełny bank paliwa. W tej cenie dostaliśmy Forda C-Maxa z niewiele ponad 3 tysiącami kilometrów przebiegu. Samochód bardzo wygodny, w automacie, z niewielkim spalaniem i obszernym bagażnikiem, który bez problemu pomieścił bagaże 4 osób.
Wycieczkę zaczęliśmy od Obernai. To niewielkie miasteczko u stóp Wogezów i góry Świętej Otylii, o której później. Miasteczko o tej porze roku jest praktycznie opustoszałe, ale bardzo malownicze i warte krótkiego spaceru. Gdybyście byli samochodem to odradzam parkowanie w centrum, bo uliczki wąskie, miejsc mało i łatwo odrapać karoserię.
Miasteczko jest miejsce narodzin Świętej Otylii, patronki całej Alzacji i jego historia zaczyna co najmniej w trzynastym wieku. Warto zobaczyć romańskie uliczki, dziedzińce kamienic, zabytkową giełdę zbożową i dom rzeźnika. W centrum stoi zabytkowa ściana/studnia z sześcioma wiadrami.
Kilkadziesiąt minut, kilkanaście kilometrów i kilkaset metrów w górę dalej i jesteśmy na Górze Świętej Otylii. Wzgórze w czasach starożytnych było zamieszkiwane przez Celtów, są także ślady warowni Wandalów z czwartego wieku, ale teraz szczyt zajmuje założony w siódmym wieku klasztor sióstr benedyktynek założony przez święta Otylię. Większość budynku zajmuje luksusowy hotel i w trakcie sezonu turystycznego należy wykupić wycieczkę z audioprzewodnikiem (8 euro od osoby), ale w styczniu nikt tego nie pilnuje. Pani z recepcji zapytana o bilet uśmiechnęła się i życzyła nam udanego zwiedzenia. Warto zobaczyć zabytkową kaplicę, w której od 30 lat trwa nieustająca adoracja Najświętszego Sakramentu, dwie kapliczki (Aniołów i Łez) i źródło z mającą mieć cudowne właściwości wodą. W 1992 roku na stoku góry rozbił się samolot Airbus A320 nieistniejącej już linii Air Inter. Niewielka tablica upamiętnia 87 ofiar i 9 osób, które przeżyły.
Pod wieczór docieramy do Strasburga. Drogi w Alzacji i sąsiedniej Badenii są bardzo dobre. I co nietypowe – autostrady i francuskie i niemieckie są darmowe w tych okolicach. Centrum Strasburga to plątanina wąskich, często jednokierunkowych uliczek. Nasz hoteli Citadines mieści się przy jednej z takich uliczek. Google maps prowadzi przez zamknięty dla ruchu wjazd, dlatego na ulicę Rue Du Jeu Des Enfants trzeba wjechać przez jedną z bocznych ulic. Na szczęście hotelik ma własny podziemny parking. Uwaga na lusterka i karoserię – wąsko!
Strasburg niestety prawie przez cały pobyt nękał nas deszczem. Padało, siąpiło, lao, a czasem tylko mżyło, ale na pewno utrudniało zwiedzanie. Mimo to miasto jest wielkiej urody. Na mnie największe wrażenie zrobiła olbrzymia katedra Najświętszej Marii Panny. Romańsko-gotycka konstrukcja, przepiękna rozeta i strzelista wieża (która w XVII i XVIII wieku była najwyższą wieżą kościelną na świecie) zapierają dech w piersiach. Jedną z atrakcji jest olbrzymi zegar astronomiczny. Niestety, w czasie naszej wizyty był w renowacji. Przeurocza jest oczywiście Mała Francja, lub Mała Franca – Petite France (część źródeł twierdzi, że nazwa wywodzi od szpitala leczącego kiłę, czyli chorobę francuską). Dawna dzielnica rybaków jest teraz pełna knajpek, hoteli i oczywiście mostów, mostków i kanałów.
Wieczór zakończyliśmy w kapitalnej restauracji Małe Merostwo (Petite Mairie), przy ulicy Brulee 8, na kolacji złożonej z różnych rodzajów tart flambee (lokalny placek z serem, grzybami, sosem śmietanowym), wina, piwa i wspaniałych deserów. Zero turystów, gościnna lokalna atmosfera.
Poranny jogging pozwolił nam zobaczyć inny Strasburg – słoneczny, uśmiechnięty i ciepły. Pełen biegaczy, fajnych uliczek i niewielkich parków. Aż żal było wyjeżdżać. Kolejny przystanek to zamek Haut-Koeningsbourg. Potężna twierdza na stoku liczącej prawie 800 metrów góry w Wogezach. Twierdza wiele razy była palona, niszczona i odbudowywana, w końcu odrestaurowana w XIX wieku na polecenie cesarza Wilhelma II i w 1919 na mocy traktatu wersalskiego przekazana Francji. Na co dzień miejsce oblegane przez turystów, my mamy szczęście – prawie cała twierdza jest dla nas. Urocze wieżyczki, komnaty cesarskie, sale pełne poroża i zbrojownie. W dodatku pojawia się gęsta mgła. Jest magicznie.
Kolejny przystanek to Colmar – miasto tuż za Wogezami, duży ośrodek produkcji winiarskiej. Swoją drogą w lokalnych supermarketach można kupić świetne lokalne białe wina za 3 euro. Najwięcej radości sprawia nam zwiedzenie niewielkiej dzielnicy, która nosi nazwę Mała Wenecja – Petite Venice. Domy z murem pruskim przeglądające się w rzece Lauch i niewielkie urocze knajpki to największe atrakcje tej okolicy. Polecam niewielką, rodzinną kawiarnię Cafe de la Lauch.
Ostatnim przystankiem było Baden-Baden. Niestety, to niezbyt porywający kurort dla zamożnych emerytów. Na mnie nie zrobił pozytywnego wrażenia. Nocleg w B&B hotel przy lotnisku w Karlsruhe pokazał mi za to inną, mniej przyjemną twarz Niemiec, które cenię za porządek i przewidywalność. Grupa pijanych pasażerów wydzierająca się od 4 rano w hotelowym lobby skutecznie skróciła nam sen. Na próbę zwrócenia uwagi imprezowicze reagowali (warto podkreślić, że bez agresji) – daj spokój, to są Niemcy, my tacy jesteśmy.
G.
Z.: Mąż prosił o dodanie komentarza, ale co tu dodać kiedy wszystko spisane. Może tylko, że na miejscu byliśmy dwa pełne dni a po powrocie mieliśmy wrażenie, że był to co najmniej tygodniowy wyjazd. I to jest właśnie super w takich weekendowych wypadach! Obejrzyjcie zdjęcia 🙂
[Best_Wordpress_Gallery id=”49″ gal_title=”2 dni w Alzacji”]