Katolickie, rdzennie polskie i prawicowe Podkarpacie. Taki wizerunek południowo-wschodniego krańca Polski zawsze przychodzi pierwszy do głowy. Wystarczy jednak trochę poskrobać, zapuścić się na boczne szlaki, a czasem na szlaki dawno nieuczęszczane, by odkryć inne oblicze tego zakątka kraju. Ukraińsko-białoruskie, prawosławne, a może nawet utracjuszowsko-sanacyjne. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów od siebie można znaleźć historię miłosną z dwiema żonami i tatarskim jasyrem, złote lata 20-tego i 30-te ubiegłego wieku i zamek rodziny Księcia polskiego kościoła katolickiego, dekorowany w bardzo rzadkiej technice sgrafitti.
Wśród tysięcy kościołów Podkarpacia czasem mignie baniasta kopuła cerkwi. Czasem, żeby ją znaleźć trzeba zjechać na boczne drogi, tuż pod granicę z Ukrainą. My widzieliśmy kilka takich pamiątek dawnej, wieloreligijnej historii tej ziemi w okolicach Lubaczowa. Jadąc od Wielkich Oczu warto zajrzeć do małych wiosek Żmijowiska, Wola Żmijowska, by na koniec dotrzeć do Radruża. Dwie pierwsze cerkwie lata świetności mają za sobą, są niestety zamknięte na spust i jak mówią okoliczni mieszkańcy, nie ma się nimi kto zająć i gminy często działają na granicy na prawa, gdy muszą na przykład usunąć powalone drzewa, czy naprawić rozpadający się płot.
Największe wrażenie robi cerkiew w Radrużu, która szczęśliwie znajduje się pod opieką Muzeum Kresów w Lubaczowie. Świątynię można zwiedzać tylko pod opieką przewodnika, ale zapewniam, że warto, bo pan przewodnik opowiada ciekawie, sypie anegdotami i ma poczucie hu z XVI wieku, jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO i prezydencką listę pomników historii. Warto zwrócić uwagę na subotniki, czyli drewniane krużganki okalające budynek, pod którymi już w sobotę nocowali pielgrzymi z daleka, którzy chcieli zdążyć na poranne nabożeństwo. Wrażenie robi też zachowany drewniany Grób Pański i piękny ikonostas.
Ale najciekawszy element znajduje się … za świątynią! Na niewielkim przycerkiewnym cmentarzyku zobaczycie ozdobny kamień z intrygującymi napisami. To nagrobek słynącej z wielkiej urody Marii Dubniewiczowej, żony tutejszego wójta, która miała dobrowolnie oddać się w jasyr, by ocalić mieszkańców… Po prawie trzech dekadach spędzonych w tatarskiej niewoli miała wrócić do Radruża, by przekonać się, że jej mąż ożenił się z inną, by zapewnić opiekę nieletnim dzieciom. Macocha zmarła przed powrotem Dubniewiczowej z jasyru, a ta, wdzięczna za dobrą opiekę, ufundowała jej godny pochowek.
Warto także odwiedzić Krasiczyn, a szczególnie renesansowo-manierystyczny zamek ufundowany przez założycieli dawnego miasteczka (od 1919 roku wsi) Krasickich. Zespół pałacowy na planie prostokąta ma cztery baszty – Boską, Papieską, Królewską i Szlachecką i niezwykłe dekoracje wewnętrznego dziedzińca wykonane w technice sgraffiti, polegającej na pokrywaniu ścian kolorowym tynkiem i wydrapywaniu w tym tynku malunków. Zamek od XIX wieku stanowił własność magneckiego rodu Sapiehów i to im poświęcona jest większość ekspozycji, w tym rozległa część wystawy skupiająca się na kardynale Adamie Stefanie Sapiesze, jednej z czołowych postaci powojennego kościoła katolickiego w Polsce, zwanego Księciem Niezłomnym. Niestety, właścicielem i zarządcą zamku i okalającego go parku jest Agencja Rozwoju Przemysłu, czyli instytucja, która nie jest stworzona do właściwej troski o takie obiekty. Sposób organizacji zwiedzania i zarządzania ekspozycją pozostawiają sporo do życzenia.
Podkarpacie to także bardzo ciekawa kuchnia, z wpływami ukraińskimi, żydowskimi i białoruskimi. My wybraliśmy dwa miejsca na kulinarnej mapie regionu – Cafe Sanacja w Horyńcu Zdroju i Cuda Wianki w Przemyślu.
Horyniec Zdrój słynęła w XIX i XX wieku ze zdrowotnego działania wód siarczkowych. Z leczniczych kąpieli mieli korzystać Jan i Marysieńka Sobiescy, ale swój okres świetności Horyniec świętował w latach 20-tych i 30-tych XX wieku, kiedy w uzdrowisku działało 16 pensjonatów, na blisko pół tysiąca miejsc. Kurort nie przetrwał II wojny światowej i dopiero pod koniec lat 70-tych zaczął podnosić się z upadku. Obecnie działa tam między innymi sanatorium rolnicze zarządzane przez KRUS, a od niedawna czarująca Cafe Sanacja. Wnętrze stylizowane na lata 20-te, niskie ceny i bardzo dobre jedzenie.
W Przemyślu moim ulubionym miejscem na posiłek są Cuda Wianki, restauracja przy Rynek 5, która zaskakuje ciekawym ludowym, ale nie cepeliowym wystrojem i doskonałym jedzeniem. Jedyny minus to spore kolejki i długi czas oczekiwania. Koniecznie spróbujcie prozaków – dla mnie to smak dzieciństwa przyrządzany przez babcię.
Na koniec muszę wspomnieć o dwóch miejscach. Pierwsze to pensjonat Cichowe Łozy, w którym się zatrzymaliśmy. Ukryty w zagajniku między Majdanem Lipowieckim a Łukawcem jest małym, podkarpackim skarbem. Wszystkie chaty, stylizowane na lokalne budownictwo, wykonali własnoręcznie gospodarze. Miejsce jest bardzo czyste, ciche i oferuje ciche, ciekawe szlaki p o okolicznych lasach. Drugie miejsce to Niziny nad Sanem, między Przemyślem a Jarosławiem. Warto wybrać się tam, by przespacerować się po wiszącej kładce nad rzeką. Albo pojechać tam rowerem, bo przez przeprawę biegnie szlak Green Velo.
[Best_Wordpress_Gallery id=”86″ gal_title=”Podkarpacie-2″]Grzegorz