Nasza podróż trwała 22 dni. Nocowaliśmy w 10 miejscach. Przejechaliśmy przez 15 stanów. 2 razy lecieliśmy samolotem. 2 razy wynajmowaliśmy samochód. Kilka uwag poniżej.
Podróż planowaliśmy kilka miesięcy, wiedzieliśmy dokładnie w jakim terminie, bo była to nasza podróż poślubna. Dużego manewru w terminie być nie mogło.
Koncepcje się zmieniały, od minimalizmu (na spokojnie, kilka stanów, nie szalejmy jak zwykle, chcemy odpocząć) po maksymalizm (wschodnie i zachodnie wybrzeże, kilka lotów, damy radę!). Stanęło na wschodnim wybrzeżu. Dość spontanicznie, bo bilety lotnicze wewnątrz kraju G. kupował w dniu ślubu:
„Kochanie, są tanie tanie bilety do Savannah, bierzemy?”
Wiedzieliśmy, że na 100% NYC, poza tym mieliśmy metę w Waszyngtonie i Vermont. Cała reszta to w miarę zaplanowany spontan. I tak:
Polecieliśmy do Nowego Jorku, spędziliśmy tam 5 dni (5 noclegów). Potem lot do Savannah, dwa dni na miejscu i samochodem do Nowego Orleanu (z noclegiem w Biloxi po drodze). Z Nowego Orleanu (1 nocleg) samolotem do Baltimore. Na lotnisku tamże wynajęliśmy samochód, który mieliśmy już do końca wyjazdu, oddawaliśmy na lotnisku JFK. Kilka dni spędziliśmy pod Waszyngtonem (4 noclegi) i ruszyliśmy a północ. Jeden nocleg w Princeton, kolejny w Lake George, trzy kolejne pod Burlington (stan Vermont). Następnie kierunek wschód do stanu Maine, gdzie dwie noce spędziliśmy nad oceanem, w okolicach Rockport. I to już był niestety koniec podróży, bo stamtąd jechaliśmy już w kierunku lotniska JFK, ostatnią noc spędzając w Fairfield. Szczegóły później. Ogóły teraz 😉
Lecieliśmy Lufthansą, cena biletu była lepsza niż LOT. Z przesiadką, ale przynajmniej można rozprostować nogi. I jakoś mam większe zaufanie do niemieckiego przewoźnika. W pierwszą stronę G. był rozczarowany, bo z Frankfurtu do NYC lecieliśmy jakimś mniejszym samolotem niż mieliśmy, dokładnie nie wiem o co chodzi. W drodze powrotnej, tym razem doo Monachium, lecieliśmy już tym dużym. Jet lag w pierwszą stronę do zniesienia, raczej bezproblemowy. W drugą – o rany! Mam wrażenie, że jeszcze po tygodniu odchorowywałam. Starość!
Noclegi – wszystkie noclegi (oprócz tych u rodziny i przyjaciół) rezerwowałam przez Booking.com. Korzystam z tego portalu od dawna i dość często. Cenię możliwość bezpłatnego odwołania rezerwacji (w przypadku niektórych ofert, przyznam się, że często nie mogę się zdecydować i rezerwuję kilka miejsc na jeden termin), czytam komentarze gości, korzystam z ofert specjalnych i możliwości wyszukania po mapie. Booking.com nie zawiodło mnie wcześniej w przypadku problemów z rezerwacją (oferują wsparcie swoim użytkownikom i właściciel lokalu/hotelu ma pewne zobowiązania wobec portalu a tym samym wobec nas – klientów, np. w przypadku kiedy nie ma miejsca, a rezerwacja zostanie przyjęta właściciel lokalu musi zapewnić nam nocleg co najmniej w tych samych warunkach i w tej samej lokalizacji). W Stanach problemów z rezerwacjami nie było, ale ważna uwaga – podana cena nie obejmuje podatku (jest to dopisane „małym drukiem”), więc warto policzyć ile de facto zapłacimy. Wysokość podatku zależy od stanu i np. w przypadku Nowego Jorku koszt hotelu wzrósł znacząco! Z Polski rezerwowałam tylko do Nowego Orleanu, po Waszyngtonie już na bieżąco i nie było problemu ze znalezieniem miejsc w hotelach.
Samochód wynajmowaliśmy dwukrotnie. Za pierwszym razem w Savannah (wypożyczalnia w centrum miasta, stan Georgia) a oddawaliśmy w Nowym Orleanie (wypożyczalnia na lotnisku, stan Luizjana). Za drugim wypożyczaliśmy na lotnisku w Baltimore, a oddawaliśmy w na lotnisku JFK, w Nowym Jorku. W obu przypadkach korzystaliśmy z serwisu CarRentals.com, w obu przypadkach korzystaliśmy z ich oferty ubezpieczenia w Allianz. Za pierwszym razem najbardziej korzystna była oferta firmy Hertz, za drugim taniego Thrifty. W Hertz namówili nas już na miejscu, w Savannach, na wykupienie dodatkowego ubezpieczenia (skorzystaliśmy) ale też dostaliśmy upgrade i lepsze auto. Może dlatego, że dziadkowie właściciela tego akurat punktu wynajmu Hertz pochodzili z Polski, może dlatego, że to jednak Hertz a nie budżetowe Thrifty. Z najmniejszego w ofercie Chevroleta Spark przeskoczyliśmy do Hyundaia Elantra (przeskoczyliśmy z klasy A do C). W Thrifty jeździliśmy Toyotą Yaris (przeskoczyliśmy z A do B). Na marginesie – zawsze, kiedy wynajmujemy auto decydujemy się na najtańszą ofertę i w większości przypadków dostajemy lepsze auto. Wnioski z wynajmu w Stanach – lepiej korzystać z oferty ciut lepszej wypożyczalni, jakość obsługi w Hertz nieporównanie lepsza, stan samochodu również. Ponieważ często korzystamy z wypożyczalni samochodów chcemy w przyszłości korzystać w usług jednej konkretnej i może w niej skorzystać ze zniżek dla stałych klientów. Jeśli macie jakieś sugestie – proszę napiszcie w komentarzach!
Benzyna sporo tańsza niż w Polsce. Wiadomix. Miło było tankować pełen bak za 80 złotych.
Nigdzie nie pytali o międzynarodowe prawo jazdy. Korzystaliśmy tylko z polskiego. Bez problemów. O tym, jak prowadzi się samochód w Stanach napisze więcej mąż.
Pieniądze. Z Polski wzięliśmy k. 200 USD w gotówce. Na miejscu kilkukrotnie korzystaliśmy jeszcze z bankomatu. Czy lepiej wziąć więcej gotówki w Polsce? Zabijcie nas, nie wiem co lepiej 🙂 Wszędzie można płacić kartą. Może nie zawsze zbliżeniowo, prędzej pewnie zapłacicie czekiem, ale na pewno można. Ciekawostka – moja karta debetowa z mBank nie działała stosowana jak debetowa, ale kiedy prosiłam o potraktowanie jej tak, jak kredytowej (jest wypukła) – działała bez problemu.
Ciąg dalszy nastąpi!
(z)
1 komentarz do “23 dni, 15 stanów, 2000 mil”