Wypożyczanie samochodu to dla mnie zawsze atrakcja. To okazja, by przejechać się samochodem, którym do tej pory nie jeździłem, to także możliwość swobodnego przemieszczania się po kraju, którego nie znam. Samochód daje swobodę wyboru trasy i pory podróży. Dlatego byłem bardzo podekscytowany tym, że mieliśmy w USA poruszać się wynajętym samochodem. Niestety, szybko zaczęły się schody…
Wynajem z punktu A do punktu B
Niestety, okazało się, że jeżeli wynajmuję samochód w jednym stanie i chcę go zwrócić w drugim to czeka mnie spora dopłata (ok 150 dolarów), albo wręcz niektóre sieci nie chcą się na to zgodzić. Dlatego po wielu próbach znalezienia samochodu w różnych firmach przerzuciłem się na wyspecjalizowane portale, by ostatecznie wynając auto przez carrentals.com, czyli spółkę zależna amerykańskiego giganta w branży turystycznej Expedii. Portal oferuje możliwość zakupu ubezpieczenia od ewentualnych szkód poprzez firmę Alianz z czego też skorzystałem.
Na co zwrócić uwagę
W zasadzie w ciemno można brać najmniejszy samochód oferowany przez sieć, czyli samochód z segmentu A (Chevrolet Spark). To najchętniej wybierane auta i na ogół firmy oferują upgrade. Za pierwszym razem dostaliśmy bardzo ekonomicznego i sporego Huyndaia Elantra, który świetnie sprawdził się na autostradach południa. Za drugim razem tylko Toyotę Yaris, która okazała się spalać znacznie więcej od dużej Elantry, ale była bardzo zwrotna i wygodna w parkowaniu.
Ubezpieczenie w Alianzu pokrywało w całości ubezpiecznie LDW (Loss Damage Waiver), czyli wszelkie ewentualne szkody powstałe podczas jazdy (kradzież, zarysowania itd.), niestety nie pokrywało amerykańskiego OC, czyli SLI (Suplemental Liability Incurance). Za pierwszy razem wykupiłem dodatkowe SLI w Hertzu, za drugim razem postanowiłem zaryzykować i jeździłem bez. W razie wypadku mogło to być ryzykowne.
Duże sieci, wyższej klasy sieci takie jak Hertz oferują wyższej klasy auta, nowsze i większy wybór. Mniejsze, tańsze jak Thrifty to niestety gorsze auta.
Wypożyczając auto warto je dobrze obfotografować i zwrócić uwagę na: warunki zwrotu (pełny bak, czy może być pusty) i ograniczenia dotyczące przebiegu (mileage).
Jak jeżdżą Amerykanie
Na południu będziecie czuć się za kółkiem cudownie. Ludzie jeżdzą w zasadzie tak jak pozwala na to limit prędkości, są wyrozumiali dla błędów innych, chętnie się przepuszczają i nie trąbią.
Na północy jeździ się szybciej i ostrzej, ale też wyrozumiale. Ciężarówki wszędzie jeżdzą dość ostro. Warto na nie uważać. W Alabamie z jadącej przed nami cieżarówki z lawetą spadła wielka plastikowa osłona. Na szczęście byliśmy od niej daleko i zdążyłem wyminąć ten “pocisk”.
Teorytycznie w Stanach obowiązuje prawo “prawej ręki”, czyli obowiązek przepuszczania na skrzyżowaniu dróg równorzędnych nadjeżdzających z prawej. W praktyce pierwszy przejeżdza ten kto pierwszy nadjechał i kierowcy nawzajem się przepuszczają.
Cruise control
Czyli tempomat. Niektórzy go uwielbiają, inni krytykują. Dla mnie, razem z automatyczną skrzynią biegów, to duże ułatwienie na długich trasach. Można wtedy skupić się na kontroli sytuacji na drodze i odrobinę podziwiać widoki. Amerykańskie autostrady na ogół wiodą przez lasy, góry i inne piękne okolice. Zwiedzanie za kółkiem ma wiele zalet!
Grzegorz
[Best_Wordpress_Gallery id=”14″ gal_title=”Stany zza kółka”]
Tempomat ha ha świetne słówo! Nigdy nie wiedziałam, jak się nazywa po polsku.
Trzeba tam mieć ciotki z polskimi korzeniami i naturą hipisek, które bez marudzenia pożyczą auto;)